piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 4


Różowo włosa kobieta zmierzała jasno oświetlonym korytarzem w stronę drzwi. Odgłos jej kroków odbijał się od pustych ścian niosąc głośne echo. Patrzyła prosto przed siebie na dwóch mężczyzn, stojących przed drzwiami. Tak jak większość tutaj, byli ubrani w czarne garnitury i ciemne okulary. Bez słowa podała im swoją kartę. Z kamienną twarzą odsunęli się i pozwolili jej wejść. Znalazła się w małym pomieszczeniu  z skanerem siatkówki oka. Podeszła do niego i już po chwili mogła wejść do gabinetu.
Stanowiło ono idealny kontrast do pustego jasnego korytarza. Na środku znajdowało się dębowe biurko z fotelem ze skóry. Na ścianach wisiały obrazy, nie można było jednak dostrzec, co przedstawiają, przez półmrok panujący w pomieszczeniu. Wszystkie okna były przysłonięte oprócz jednego. W powietrzu czuć było woń drogich cygar.
Kobieta bez zawahania usiadła na jednym z foteli naprzeciwko biurka. Cierpliwie czekała, aż Stephen dopali cygaro i raczy na nią spojrzeć.
- Jak pewnie już wiesz Antheo, wysłałem ludzi do Francji.
- Domyśliłam się.
- Mam nadzieję, że twój stosunek do Waldo nie zmienił się.
Z dużą pewnością siebie odpowiedziała: - On już dla mnie nie istnieje. Umarł wiele lat temu i nic tego nie zmieni. A jeśli żyje to obojętne, co się z nim stanie.
Stephen przyglądał się jej dłuższą chwilę po czym wstał i zaczął chodzić po gabinecie.
- To dobrze, bo widzisz tym razem chcę być pewny, że nikt i nic nie zagrozi mojemu projektowi… Dlatego kazałem sprowadzić go tu żywego. Tak bym mógł zająć się nim osobiście.
Ostatnie zdanie wypowiedział z nieskrywanym uśmiechem patrząc prosto na nią. Anthea pozostała niewzruszona, jedynie delikatnie drgnęła jej warga. Mimo ciemności wiedziała, że Stephen z pewnością to zauważył.
- W porządku to wszystko, możesz odejść.
Anthea wyszła bez słowa i dopiero gdy znalazła się w białym korytarzu, z dala od wszystkich odetchnęła z ulgą. Nienawidziła Stephena i siebie za to, że musi tutaj pozostać. Przez te wszystkie lata nie straciła nadziei, że jej mąż i córka wciąż żyją. Wiedziała, że dopóki istnieje Kartagina nie będą bezpieczni, i jedyny sposób by ich odnaleźć to praca tutaj. Jedyne co teraz mogła to sabotowanie działań i opóźnianie projektu. Oraz nadzieja, że Siergiej i reszta dezerterów odnajdą ich nim zrobią to Agenci Kartaginy.



Jean Pierre kończył pisać sprawozdanie za ostatni miesiąc, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zerknął na zegar i przypomniał sobie o spotkaniu z rodzicem, na które był umówiony o drugiej. Była druga dziesięć.
- Proszę. – Powiedział dyrektor jednocześnie robiąc porządek na biurku. 
Do gabinetu wszedł wysoki mężczyzna w średnim wieku ubrany w biały płaszcz. Od razu wydał mu się  konkretną osobą, szanował takich ludzi.
- Pan Delmas?
- Zgadza się, niech Pan siada. A więc czym mogę służyć Panie…
- Proszę mi mówić Siergiej. Niedawno przeprowadziłem się z rodziną i szukam szkoły dla syna.
- To znakomicie Pan trafił. Zespół Szkół Kadic jest najlepszą szkołą w okolicy, usytuowaną w nowoczesnym budynku, posiadający wykwalifikowaną kadrą nauczycielską…
Drzwi gabinetu otwarły się z hukiem i do środka wpadł Jim głośną dysząc.
- Paaanie Psorze, rura na piętrze znów pękła i cały kibel… eee to znaczy toaleta jest zalana i yyy…
- Jim! Nie zauważyłeś, że mam gościa?!
- No właśnie nie do końca i ten…
Siergiej uśmiechnął się tylko lekko. – Pan jest nauczycielem?
- Tak jest! Jim Moralés, nauczyciel wychowania fizycznego!
- Może oprowadziłby mnie Pan po szkole? Chciałbym obejrzeć parę miejsc… Chyba nie ma Pan nic przeciwko dyrektorze?
- Ależ skąd.
 _
 
- Tam jest boisko, a tu za rokiem stołówka. Serwują tam świetne klopsiki, czasami jak nie mam lekcji to, tu przychodzę i…
- A co z uczniami? Wie Pan, mój syn jest bardzo inteligentny i znakomicie zna się na komputerach. Znalazłby odpowiednich kolegów?
- A tak, jest tu kilku takich małych geniuszy… Na przykład Pichon albo Belpois… Ale z nim nie radziłbym się zadawać, He He He . No więc tuż przy szkole znajduję się park, sam często tam chodzę i…
- A co z tym Belpois nie tak, jeśli można wiedzieć?
- On razem ze swoją bandą jest jakiś podejrzany. Cały czas coś knują i konspirują, znikają z lekcji… Chociaż ostatnio zachowują się już normalnie. Pewnie dopadł ich kryzys wieku młodzieńczego, czy jak to się tam nazywa. A właśnie czym, Pan się zajmuję?
Zadzwonił dzwonek i ze wszystkich stron zaczęli zbiegać się uczniowie. Siergiej zaczął nerwowo się rozglądać.
- Ja? Jestem… myśliwym.
- O, nie uwierzy Pan, ale byłem kiedyś leśniczym w Quebec. To były stare dobre czasy, gdy…
- Ten Belpois. Mógłby Pan go wskazać, jest  gdzieś tutaj? Chciałbym wiedzieć, kogo przedstawić synowi, by znalazł z nim wspólny język.
- Oczywiście, niech no się rozejrzę… O, tam przy automacie do kawy. To ten w okularach, siedzi z nim cała jego paczka.
Siergiej przyjrzał się dokładnie Jeremiemu. Wciąż miał wątpliwości, czy wpadł na właściwy trop. Samo szukanie wskazówek w szkolę wydawało mu się absurdalne. Ale wszystkie ślady prowadziły tutaj. Wtedy do Jeremiego podeszła dziewczyna w różowych włosach. Siergiej wiedział, że to wszystko nie może być przypadkiem i zrozumiał, że znalazł to czego szukał.



- Mówię wam powinniśmy zabezpieczyć fabrykę. Tak by nikt nie mógł skorzystać z windy i nie odnalazł superkomputer.  – Jeremy starał się przekonać przyjaciół by podjęli jakieś działania.
- Ale po co Jeremy – odparł Ulrich. -  Przecież wszystko ostatnio wyjaśniliśmy. Lyoko i Xana to już zamknięty rozdział. Nie wracamy do tego. 
- A mnie się wydaję, że po prostu nie możesz przestać myśleć o fabryce i za wszelką cenę, chcesz znów tam wrócić. – Powiedziała Yumi.
- Co takiego? Nie, to niedorzeczne, po prostu… mam złe przeczucie.
- A ja się zgadzam z Jeremim. – Wszyscy popatrzyli na Williama. Zwiniemy się z kilku lekcji i ‘’posprzątamy’’ w fabryce…  Lepsze to niż siedzieć w tej budzie.
- Odd – Spytał Ulrich – A ty co myślisz?
- Wszystko mi jedno. Żebyśmy tylko zdążyli na podwieczorek.
- Dość tego! – Wybuchła Aelita. – Oni mają rację Jeremy. Fabryka źle na nas wpływa, ciągle się kłócimy. Musimy z tym skończyć, raz na zawsze.
- Ale…
- Żadnego ale Jeremy. Chcę żebyś mi obiecał, że już nigdy tam nie pójdziesz. – Aelita znacząco spojrzała na Jeremiego.
- Ym, No… dobrze, obiecuję… Może macie rację i za bardzo przesadzam z tym wszystkim.
- Niestety ale nie przesadzasz Jeremy.
Wszyscy obejrzeli się i zobaczyli mężczyznę w białym płaszczu i ciemnych okularach. Nikt nie zauważył, że im się przysłuchuje, nawet nie zauważyli jego obecności.  Popatrzyli po sobie w zdumieniu nic nie mówiąc. Mężczyzna podszedł bliżej.
- I niestety będziesz musiał złamać obietnicę.
Zdjął okulary i po kolei przyjrzał się im wszystkim dokładnie, zatrzymując wzrok na Jeremim.
- I to w tej chwili.

Liebster Award

Dzięki za nominację od 

1.Skąd pomysł na pisanie ?
- Od zawsze lubiłem pisać, prawie wszystko w prawie każdej formie.
 2.Jakie masz marzenia ?
- Wydać kiedyś własną książkę, jestem jednak realistą.
3.Czy śpiewasz pod prysznicem ?
- Nie.
4.Czy jest coś co cię denerwuję u dorosłych ?
- ''Krótkowzroczność''.
5.Jakie zajęcie wzbudza w tobie najwięcej emocji ?
- Moment w którym wpadnę na ciekawy pomysł, gdy zostanie przelany na papier a tam nie wygląda już tak dobrze, i trzeba go wyrzucić. Czyli pisanie.
6.Jakie masz pasje ?
- Czytanie i pisanie. (Tak wiem, zaczynam się powtarzać)
7.Jaki jest twój ulubiony film ?
- Matrix.
8.TV czy dwór ?
- Nie oglądam telewizji, więc dwór.
9.W jakich językach mówisz ?
- Polski i angielski.
10.Masz ulubioną książkę ?
- Tutaj zalicza się cała twórczość Stephena Kinga i Grahama Mastertona.
11.Spanie czy ruch ?
- Ruch. (Oprócz soboty)